Portugalia -klubowy wyjazd
Zakochani w Golfie
Miłość do Golfa jak wiadomo wielką jest a ta wymaga atencji i zobowiązuje, by ją pielęgnować harcami na polu. Gdy nadchodzi zima a dni są krótkie, ciemne i zimne, nie pozostaje nam więc nic innego, tylko udać się w rejony golfowo przyjazne o tej porze roku i dać upust pragnieniu gry! Wybraliśmy Portugalię, ponieważ została trzykrotnie wybrana jednocześnie najlepszą golfową destynacją na świecie (World’s Best Golf Destination) oraz najlepszą golfową destynacją w Europie (Europe’s Best Golf Destination). Portugalia i tutejsze ośrodki golfowe od lat pracują nad utrzymaniem wysokiego poziomu pól golfowych. Piękne krajobrazy, łagodny klimat oraz szeroka oferta ok. 90 pól golfowych o różnym poziomie trudności – to niekwestionowane zalety Portugalii, cenione przez środowisko golfistów. Tereny do gry można znaleźć zarówno w Algarve, na Wybrzeżu Lizbońskim i w regionie Porto e Norte, jak i na Maderze oraz Azorach.
Po świątecznym okresie obfitego świętowania nie ma to jak dobrze (golfowo) i z przytupem rozpocząć nowy rok. Wyjazd zaplanowaliśmy jeszcze w starym roku, ale bez specjalnego sztywnego programu i na tyle elastycznie, aby każdy z uczestników mógł zrealizować swoje cele i wrócić w pełni zadowolonym. Z doświadczenia wiemy, że taka koncepcja wyjazdu możliwa jest do osiągnięcia tylko w niewielkiej grupie uczestników. Jak przystało na Klub ponad podziałami w wyjeździe uczestnikami byli nie tylko członkowie naszego klubu, ale także nasi koledzy z innych „formacji”
Dzień I
Start 5.01.2022 o 7.45 z lotniska Brandenburgia odbył się bez zakłóceń. W Portugalii przywitała nas słoneczna pogoda i 16 stopni C. Wynajętymi autami udaliśmy się do apartamentów na polu Boavista w Lagos. Po drodze odebraliśmy jeszcze wypożyczone kije (jest to tańsze i mniej kłopotliwe niż zabieranie swoich), oraz zrobiliśmy małe zakupy, aby następnego ranka bezstresowo wyruszyć na wcześniej zaplanowaną rundkę. Dla części z nas był to kolejny pobyt w tej lokacji a dla mnie osobiście już ósmy wyjazd w ten rejon. Tutaj nie można się nudzić, bo wokół Boavisty w promieniu 30 min jazdy mamy do wyboru aż kilkanaście pól golfowych! Możliwość korzystania z basenu w klubie jest dodatkowym atutem tej miejscówki, oczywiście poza bliskością przepięknych klifów, plaż i centrum miasta Lagos.
Dzień II 6.01
Na ten dzień zaplanowaliśmy rundę na polu Espiche. Moim skromnym zdaniem jest to bardzo dobre pole treningowe, nadające się doskonale na tzw. rozruch. Z domku klubowego roztacza się wspaniały widok, na typowe dla tej części Portugalii zarośnięte wzgórza i pagórki. Samo pole urzeka swoim ukształtowaniem i kompozycją. Zamiast przepastnych rafów mamy skałki, co w wielu przypadkach niedokładnych uderzeń, pozwala nam zaoszczędzić czas na próbę zagrania stamtąd piłki. Rozegraliśmy tam mały warm-upowy turniej Stroke Play netto. Dopełniając kronikarskiego obowiązku poinformuję, że turniej wygrał Roman Rogoziński, przed Mariuszem Wojtasem. Kończąc rundkę w dobrych nastrojach, czekaliśmy na zapowiadaną specjalność Jurka Kumika zwaną Zanzibarem. Powiem tylko, że smakowała jak zawsze wybornie a następnego dnia nawet bardziej.
Co do nagród to wspólnie postanowiliśmy, iż zostaną one przeznaczone na dofinansowanie naszych kolacji.
Dzień III. – 7.01
Pogoda dopisuje, delikatny wiaterek a odczuwalna temperatura coraz wyższa. Tego dnia zaplanowana została gra „domowa” na polu Boavista. Moim zdaniem to pole, na którym można śmiało organizować każdy wyjazdowy turniej albo nawet cały cykl. Pośród osiedli piętrowych apartamentów, urzeka widok na Lagos i ocean. Czegóż chcieć więcej? I jeszcze wisienka na torcie – dołek par 3, przez wąwóz, to miejsce „fotograficzne”, na którym obowiązkowo flajty robią sobie zdjęcia. Wracając do naszej towarzyskiej rywalizacji, tym razem wygrał Witek Szczepanowski przed Romanem Rogozińskim. Po rundzie część towarzystwa udała się podziwiać pobliskie klify. Zdjęcia tylko w części ukazują urok tego miejsca.
Dzień IV – 9.01
San Antonio w Parku Floresta, to pole widokowe z sławnym dołkiem par trzy, z różnicą poziomu wynoszącą kilkadziesiąt metrów. Pole zostało uznane jako najbardziej widokowe. I rzeczywiście o kilku dołkach można powiedzieć, iż są nie tylko wyzwaniem golfowym, ale także ucztą dla oczu. Poza wspomnianym parem 3, czyli dołkiem nr 5, szczególną uwagę przyciągają dołki 9, 16 i 19, którym reszta zresztą wcale nie ustępuje. W tym dniu triumfował Mariusz Wojtas przez Piotrkiem Biesagą. Po rundce odwiedziliśmy jeszcze plażę i uzupełniliśmy zapasy. Dzień kończyliśmy jak zwykle w dobrych humorach, zwłaszcza że Jurek Kumik z Arkiem Zającem zafundowali nam kolacyjną impresję smakową, czyli rybkę zwaną Roballo. Po pysznej kolacji z uwagi na fakt, że nasza jutrzejsza runda zaczyna się dopiero o 11, w doskonałych humorach przedłużyliśmy sobie nieco wieczór tocząc dysputy i plany na przyszłość.
Dzień V 09.01
Morgrado…. jak nie zagrać na polu, na którym wygrał nasz Adrian Meronk. Po prostu – trzeba. Pole doskonale pamiętam z poprzednich wyjazdów i chociaż specjalnie mnie nie zachwyciło, bo wystające kikuty niedokończonych hoteli z poprzedniego kryzysu nie są pożądanym widokiem, to jednak szerokie farwaye dają duże pole do popisu. Luźna runda, bez parcia na wynik skończyła się sympatycznie na trasie domu klubowego. Małe przekąski, piwko, kawka były skutecznym dopełnieniem miłych wrażeń. Tutaj najlepszy netto był Piotr Biesaga przez Mariuszem Wojtasem
Dzień V – 10.01
Alamos. Pole w kompleksie Morgrado. Zdecydowanie ładniejsze od sąsiedniego. Ciekawe i wymagające dołki. Pofałdowane farwaye, prawie jak w Modrym Lesie, były ciekawym wyzwaniem. Najlepiej na polu poradził sobie Janusz Świtalski wykręcając 91 uderzeń a za nim Roman Rogoziński
Dzień VI – 11.01 – dzień pożegnań.
Tak dla części ekipy był to ostatni dzień i powrót do Polski a dla części przystanek w dalszej podróży np. do Lizbony. Kilku również pozostało jeszcze kilka dni, aby eksplorować kolejne pola.
Choć był to ostatni dzień to jednak większość z nas zdecydowała się zagrać jeszcze jedną rundkę na Boaviście. Starty lekko po 8-ej rano. Rześko i ochoczo ruszyliśmy w pole rozpoczynając ostatni dzień naszej towarzyskiej gry. Były żarty, śmiech i golfowe docinki, była i rywalizacja. Jakoś tak szybko minęła nam ta runda. Potem tylko zdanie kijaszków przed apartamentami. Dopakowanie i na lotnisko. Żebym nie zapomniał. Tego dnia Witek Szczepanowski odnalazł formę i zagrał 87 brutto a mnie na otarcie łez, przypadło zaszczytne drugie miejsce z wynikiem 91 brutto. Warto też wspomnieć, iż na pierwszej 9tce Piotrek Biesaga wykręcił 45 brutto.
Żegnając Algavre na prawie pustym lotnisku o godzinie 18.00 lokalnego czasu, było nam jakoś smutno. Nic dziwnego, było miło, a jak wiadomo wszystko, co dobre szybko się kończy! Jestem pewien, że na pewno tam wrócimy! Może nawet jeszcze w tym roku?
Roman Rogoziński